Gdziekolwiek nie wypłynie temat mojej metamorfozy (która nadal trwa!), pada pytanie: 'jak to zrobiłaś?'. Popadam wtedy w pewnego rodzaju zakłopotanie. Bo właściwie co robiłam? Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie z biegu. Dlatego też, postanowiłam zatrzymać się nad tym tematem dłużej, pokontemplować. Doszłam do wniosku, że w całej tej drodze do wymarzonej sylwetki ciągle odbijało się kilka zasad, których starałam się przestrzegać, które były moimi wektorami na nowy wygląd, pozwalający powoli akceptować swój wygląd.
1. Życiowa dieta, diety cud nie istnieją.
Pierwszym krokiem było uświadomienie sobie co właściwie jest powodem mojej nadwagi. Właściwie odkąd pamiętam zawsze oscylowałam w granicach rozmiaru L-XL. W pewnym momencie jednak zaczęłam tyć intensywniej. Okazało się, że winą obarczyłam bardzo późne obiady, które bardzo często składały się z makaronów. Dodatkowo potrafiłam nie jeść nic przez cały dzień, co skutkowało wchłanianiem olbrzymiej ilości podczas tego późnego posiłku. W tym czasie na stałe zadomowiły się u mnie nocne przekąski do wieczornego filmu oraz słodkie, gazowane napoje.
Zmiany w trybie życia i ożywiania musiały nadejść. Zewsząd kusiły diety cud, obiecujące wspaniałe rezultaty. Uświadomić należy sobie jednak, że są one swego rodzaju niewyćwiczonymi sprinterami w dietetyce, po dotarciu do mety i powrotu do poprzednich nawyków szybko pojawia się efekt jo-jo. Podczas odchudzania należy być maratończykiem. Zmiany wprowadzać powoli (tak, by organizm nie zorientował się w podstępie mającym na celu pozbawienie do zapasów tłuszczu), na stałe. Jednym słowem, zmiany nie mogą być nierealne do zrealizowania długoterminowo.
Jak wyglądało to u mnie?
- Ograniczenie węglowodanów, szczególnie cukrów prostych, często spożywanych późnym wieczorem
- Walka o regularność posiłków. Głodzenie się przez cały dzień nie pomaga w utracie kilogramów, rozstraja metabolizm, co więcej... powoduje, iż rzucamy się na posiłek jak wygłodniały wilk.
- Powolna zmiana diety: wprowadzanie warzyw w miejsce 'zapychaczy'. Świetnie sprawdziła się tutaj zasada, iż obiadokolacje naprzemiennie zawierały więcej i mniej węglowodanów.
- Im późniejsza pora, tym mniej węglowodanów w posiłkach.
- Woda jest sprzymierzeńcem, nie wrogiem. Wraz z zieloną herbatą wyparła prawie praktycznie sztucznie słodzone napoje.
2. Pozwól sobie na małe grzeszki, ważna jest rozwaga- świadomość żywnościowa.
Trudno utrzymać dietę, gdy na każdym kroku kuszą słodkie przekąski, tak chętnie spożywane w okresie przed dietą. Utrzymanie postanowień i całkowitego rygoru jest prawie niemożliwe, często kończy się słomianym zapałem i rezygnacją z podjętego wyzwania.
Jak to wyglądało u mnie?
- Jeżeli zachcianka na 'słodkie' była zbyt wielka by z nią walczyć, próbowałam zaspokoić tą żądzę słodkim chrunchy na śniadanie.
- Słodycze w umiarze- kilka, a kilkanaście cukierków robi wielką różnicę. Gdy czekolada zbyt głośno domagała się o spożycie, pozwalałam sobie na nią w ciągu dnia, w ilości kilku kostek. Nigdy wieczorem, do filmu.
3. Nic się samo nie zrobi.
Niestety biadolenie nad swoim stanem nic nie zmieni. Gdy podejmujesz decyzję, masz odpowiednią motywację jedyną przeszkodą dla siebie jest 'Ja'. Rozleniwiony metabolizm sam się nie nakręci, spalacze tłuszczu nie przyniosą rezultatu przy braku zmiany trybu życia.
4. Dieta i ćwiczenia to dwa niezależne wektory o zwrotach skierowanych w kierunku marzeń.
Często powtarza się, iż dieta i ćwiczenia to 70% oraz 30% sukcesu. Tak na prawdę samą dietą schudniesz, ale to ćwiczenia pozwolą Ci wyglądać jak chcesz. Wg pewnych badań jednoczesne ćwiczenie z wprowadzoną dietą pozwalało na utratę do 2-3 kg więcej niż przy samej diecie. Nie, nie namawiam tutaj do zupełnego zaprzestania ćwiczeń. Początkowo ważne są ćwiczenia cardio lub interwały, wszelakie ABSy czy rozpowszechniona 6 Weidera nie przyniesie rezultatów na których nam zależy, ponieważ nie są to ćwiczenia przyśpieszające metabolizm.
5. Bilans dodatni, bilans ujemny.
Ważne jest uświadomienie sobie ile kalorii tak na prawdę dostarczamy naszemu organizmowi. Nawet jedząc same warzywa i wyrzekając się fast-foodów, a przyjmując więcej niż dzienne zapotrzebowanie nie zauważymy efektów diety. By redukować masę ciała potrzebujemy ujemnego bilansu kalorycznego, czyli mniejszej ilości kalorii niż dzienne zapotrzebowanie przy danym trybie życia. Ćwiczenia przy bilansie dodatnim powodują przyrost mięśni, rozbudowę sylwetki, a nie redukcję tłuszczu.
Pierwszym krokiem było uświadomienie sobie co właściwie jest powodem mojej nadwagi. Właściwie odkąd pamiętam zawsze oscylowałam w granicach rozmiaru L-XL. W pewnym momencie jednak zaczęłam tyć intensywniej. Okazało się, że winą obarczyłam bardzo późne obiady, które bardzo często składały się z makaronów. Dodatkowo potrafiłam nie jeść nic przez cały dzień, co skutkowało wchłanianiem olbrzymiej ilości podczas tego późnego posiłku. W tym czasie na stałe zadomowiły się u mnie nocne przekąski do wieczornego filmu oraz słodkie, gazowane napoje.
Zmiany w trybie życia i ożywiania musiały nadejść. Zewsząd kusiły diety cud, obiecujące wspaniałe rezultaty. Uświadomić należy sobie jednak, że są one swego rodzaju niewyćwiczonymi sprinterami w dietetyce, po dotarciu do mety i powrotu do poprzednich nawyków szybko pojawia się efekt jo-jo. Podczas odchudzania należy być maratończykiem. Zmiany wprowadzać powoli (tak, by organizm nie zorientował się w podstępie mającym na celu pozbawienie do zapasów tłuszczu), na stałe. Jednym słowem, zmiany nie mogą być nierealne do zrealizowania długoterminowo.
Jak wyglądało to u mnie?
- Ograniczenie węglowodanów, szczególnie cukrów prostych, często spożywanych późnym wieczorem
- Walka o regularność posiłków. Głodzenie się przez cały dzień nie pomaga w utracie kilogramów, rozstraja metabolizm, co więcej... powoduje, iż rzucamy się na posiłek jak wygłodniały wilk.
- Powolna zmiana diety: wprowadzanie warzyw w miejsce 'zapychaczy'. Świetnie sprawdziła się tutaj zasada, iż obiadokolacje naprzemiennie zawierały więcej i mniej węglowodanów.
- Im późniejsza pora, tym mniej węglowodanów w posiłkach.
- Woda jest sprzymierzeńcem, nie wrogiem. Wraz z zieloną herbatą wyparła prawie praktycznie sztucznie słodzone napoje.
2. Pozwól sobie na małe grzeszki, ważna jest rozwaga- świadomość żywnościowa.
Trudno utrzymać dietę, gdy na każdym kroku kuszą słodkie przekąski, tak chętnie spożywane w okresie przed dietą. Utrzymanie postanowień i całkowitego rygoru jest prawie niemożliwe, często kończy się słomianym zapałem i rezygnacją z podjętego wyzwania.
Jak to wyglądało u mnie?
- Jeżeli zachcianka na 'słodkie' była zbyt wielka by z nią walczyć, próbowałam zaspokoić tą żądzę słodkim chrunchy na śniadanie.
- Słodycze w umiarze- kilka, a kilkanaście cukierków robi wielką różnicę. Gdy czekolada zbyt głośno domagała się o spożycie, pozwalałam sobie na nią w ciągu dnia, w ilości kilku kostek. Nigdy wieczorem, do filmu.
3. Nic się samo nie zrobi.
Niestety biadolenie nad swoim stanem nic nie zmieni. Gdy podejmujesz decyzję, masz odpowiednią motywację jedyną przeszkodą dla siebie jest 'Ja'. Rozleniwiony metabolizm sam się nie nakręci, spalacze tłuszczu nie przyniosą rezultatu przy braku zmiany trybu życia.
4. Dieta i ćwiczenia to dwa niezależne wektory o zwrotach skierowanych w kierunku marzeń.
Często powtarza się, iż dieta i ćwiczenia to 70% oraz 30% sukcesu. Tak na prawdę samą dietą schudniesz, ale to ćwiczenia pozwolą Ci wyglądać jak chcesz. Wg pewnych badań jednoczesne ćwiczenie z wprowadzoną dietą pozwalało na utratę do 2-3 kg więcej niż przy samej diecie. Nie, nie namawiam tutaj do zupełnego zaprzestania ćwiczeń. Początkowo ważne są ćwiczenia cardio lub interwały, wszelakie ABSy czy rozpowszechniona 6 Weidera nie przyniesie rezultatów na których nam zależy, ponieważ nie są to ćwiczenia przyśpieszające metabolizm.
5. Bilans dodatni, bilans ujemny.
Ważne jest uświadomienie sobie ile kalorii tak na prawdę dostarczamy naszemu organizmowi. Nawet jedząc same warzywa i wyrzekając się fast-foodów, a przyjmując więcej niż dzienne zapotrzebowanie nie zauważymy efektów diety. By redukować masę ciała potrzebujemy ujemnego bilansu kalorycznego, czyli mniejszej ilości kalorii niż dzienne zapotrzebowanie przy danym trybie życia. Ćwiczenia przy bilansie dodatnim powodują przyrost mięśni, rozbudowę sylwetki, a nie redukcję tłuszczu.
Też od kilku dni walczę o zrzucenie kilku kilogramów, starając się wyrzucić późne posiłki i słodycze oraz ćwicząc:P Powodzenia!
OdpowiedzUsuńTen blog mi bardzo pomaga. Chętnie dodam go do swojej listy ulubionych blogów: http://interesujace-blogi-o-zdrowiu.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dodanie do spisu! Jeśli istnieje jakiś banerek, mogę go wkleić na bloga (;
Usuń