Fakt, iż zaczęłam przybierać na wadzę po pewnym czasie każe wnioskować, iż w moim żywieniu pojawiły się pewne błędy, które wpłynęły na wahania wagi. Po zakończeniu etapu utraty na wadzę, przez ponad rok udawało mi się otrzymać moją wagę optymalną, która wahała się od 61 do 62 kg. Dlatego tez warto odpowiedzieć sobie na pytania, co zmieniło się w moim życiu. Udało mi się zlokalizować moje 4 grzechy główne.
1. Brak śniadań, tendencja do 1 posiłku dziennie
Z tym punktem walczyłam od samego początku - nigdy nie miałam wyrobionego zwyczaju regularnego jedzenia, nie pamiętam od kiedy zaczynałam dzień inaczej niż kawą, a o jedzeniu przypominałam sobie około godziny 14. Konieczność dopasowania się z posiłkami do męża stworzyła również problem późnego obiadu (najwcześniej godzina 17), który często okazywał się najbardziej wartościowy, jak nie ejdyny.
2. Brak aktywności fizycznej
Na etapie utraty wagi regularnie wykonywałam ćwiczenia - moja aktywność fizyczna opierała się głównie na jeździe na rowerze, w późniejszym czasie cardio i ABS. Zima nie sprzyja aktywności na świeżym powietrzu, a bez niej motywować się do aktywności w domu było coraz trudniej. Ostatecznie nawał obowiązków oraz wrodzone lenistwo wygrały z motywacją.
3. Dieta oparta na węglowodanach - głównie chlebie i makaronie
Momentem przełomowym, jeśli chodzi o wznowienie przybierania na masie było wprowadzenie zwiększonej ilości węglowodanów do diety. Trzy miesiące noszenia kanapek do 'pracy', a następnie zajadanie potraw na bazie makaronu (który kocham) wieczorem przyczyniło się do większego 'zapuszczenia'.
4. Używki - piwo, morderca talii
Okres po obronie był również intensywny pod względem imprezowania, a jak wiadomo gdzie piwo tam najlepsza impreza. Pomijając już fakt, iż sam alkohol jest w pewnym stopniu pustą kalorią, to wzmaga apetyt, a więc chipsy i inne przekąski smakują lepiej. Jak wiadomo, przed imprezą też należy zadbać o to by nie zazgonić po drugiej kolejce - tak więc koło się zamyka.
Metoda małych kroków powrotu do zdrowych nawyków żywieniowych - to moja strategia. Nie oszukujmy się, zarzucając wszystko i mówiąc 'od dziś zmieniam żywienie o 180 stopni', albo motywujemy się bardziej albo skazujemy na porażkę. Ponieważ pokusy są wszędzie wybrałam stopniowy program naprawczy. Oto moje cele:
1. Regularność posiłków - początkowo 3 dziennie, docelowo 4.
2. Wprowadzenie aktywności fizycznej - minimum 3 razy w tygodniu.
3. Zróżnicowanie diety, obiady białkowe, a nie węglowodanowe. Zasada - im później tym mniej węglowodanów w posiłkach.
4. Ograniczenie alkoholu do ilości niezbędnej.
1. Brak śniadań, tendencja do 1 posiłku dziennie
Z tym punktem walczyłam od samego początku - nigdy nie miałam wyrobionego zwyczaju regularnego jedzenia, nie pamiętam od kiedy zaczynałam dzień inaczej niż kawą, a o jedzeniu przypominałam sobie około godziny 14. Konieczność dopasowania się z posiłkami do męża stworzyła również problem późnego obiadu (najwcześniej godzina 17), który często okazywał się najbardziej wartościowy, jak nie ejdyny.
2. Brak aktywności fizycznej
Na etapie utraty wagi regularnie wykonywałam ćwiczenia - moja aktywność fizyczna opierała się głównie na jeździe na rowerze, w późniejszym czasie cardio i ABS. Zima nie sprzyja aktywności na świeżym powietrzu, a bez niej motywować się do aktywności w domu było coraz trudniej. Ostatecznie nawał obowiązków oraz wrodzone lenistwo wygrały z motywacją.
3. Dieta oparta na węglowodanach - głównie chlebie i makaronie
Momentem przełomowym, jeśli chodzi o wznowienie przybierania na masie było wprowadzenie zwiększonej ilości węglowodanów do diety. Trzy miesiące noszenia kanapek do 'pracy', a następnie zajadanie potraw na bazie makaronu (który kocham) wieczorem przyczyniło się do większego 'zapuszczenia'.
4. Używki - piwo, morderca talii
Okres po obronie był również intensywny pod względem imprezowania, a jak wiadomo gdzie piwo tam najlepsza impreza. Pomijając już fakt, iż sam alkohol jest w pewnym stopniu pustą kalorią, to wzmaga apetyt, a więc chipsy i inne przekąski smakują lepiej. Jak wiadomo, przed imprezą też należy zadbać o to by nie zazgonić po drugiej kolejce - tak więc koło się zamyka.
Metoda małych kroków powrotu do zdrowych nawyków żywieniowych - to moja strategia. Nie oszukujmy się, zarzucając wszystko i mówiąc 'od dziś zmieniam żywienie o 180 stopni', albo motywujemy się bardziej albo skazujemy na porażkę. Ponieważ pokusy są wszędzie wybrałam stopniowy program naprawczy. Oto moje cele:
1. Regularność posiłków - początkowo 3 dziennie, docelowo 4.
2. Wprowadzenie aktywności fizycznej - minimum 3 razy w tygodniu.
3. Zróżnicowanie diety, obiady białkowe, a nie węglowodanowe. Zasada - im później tym mniej węglowodanów w posiłkach.
4. Ograniczenie alkoholu do ilości niezbędnej.
tak zgadzam się i podpisuje pod wszystkim co napisałaś:)
OdpowiedzUsuńTeż mam te problemy..
OdpowiedzUsuńŚwietne postanowienia, będę trzymać kciuki za ich powodzenie! I pamiętać trzeba: liczy się nie ilość spożywanego pokarmu, a jakość :)
OdpowiedzUsuń